Z M. poznaliśmy się w szkole - to już wiecie. Było raz lepiej raz gorzej... Co ja gadam?! Przez większość czasu było gorzej. Nie mogliśmy się dogadać, zaczęły się kłamstwa. Długo walczyłam o ten związek. Chyba walczę do tej pory. Teraz to już obydwoje walczymy. Wtedy jednak było inaczej, na innych zasadach to wszystko funkcjonowało.
Na początku jak to na początku. Wszystko pięknie, fajnie. Były randki. Ale nie w restauracjach, kinach czy innych super miejscach. Zwykłe. Na ławce, przy przedszkolu na placu zabaw, w domu. Raz nawet na porodówce. Wyobrażacie sobie, że siedział ze mną w szpitalu przez pół nocy kiedy moja mama rodziła? Fakt była jeszcze jedna osoba z nami, ale nie chcę jej nawet wspominać. Ja mdlałam tam, przeżywałam, telepałam się, a on siedział. Śmiał się ze mnie, potem mnie uspokajał, potem znowu się śmiał. A potem, już rano zabrał mnie na lody do McDonalda. Tak na poprawę humoru, oczywiście. Jak pierwszy raz mi gotował (było to spaghetti) to z sera żółtego ułożył serce. Kiedyś zabrał mnie na połamanym skuterze do malutkiej miejscowości oddalonej o 30 km od naszego miasta nad zalew, stosunkowo duży. Jak wracaliśmy to pod górkę ja jechałam a on biegł. Mieliśmy kilka ulubionych piosenek, które katowaliśmy non stop. Na początku spotykaliśmy się codziennie. Ale z czasem coraz rzadziej. Potem była mała przerwa... Akurat w jej czasie miałam studniówkę, której nie wspominam za dobrze. Cholera, znów gadam głupoty. BYŁA TRAGICZNA! Kiedyś Wam o niej opowiem...
Wróćmy jednak do NAS.
Byliśmy razem, ale przy tym przyjaźniliśmy się i to właśnie było cudowne. Mogliśmy gadać godzinami, o wszystkim. O wszystkim i o niczym. Uwielbiałam to, zwierzałam się ze wszystkiego - ufałam mu i wiedziałam, że jemu mogę. A potem nagle coś prysło. Ja przestałam gadać i on przestał. Choć wtedy nasz związek nie był idealny, mieliśmy dużo problemów to było fajnie. Na prawdę fajnie. To wszystko było trochę jak z filmu. Miałam wiele koleżanek, a koleżanki miały chłopaków, ale żadna nie miała ze swoim lubym takich relacji jak my- a przynajmniej o tym nie wiedziałam.
To wszystko było takie młodzieńcze. Tęskniłam nawet wtedy, kiedy nie widzieliśmy się jeden dzień. Napoważnie ale luźno. I cieszyłam się, że miałam i chłopaka i przyjaciela w jednym. Choć nie był idealny, swoje za uszami miał to cieszyłam się gdy po prostu był. Mieliśmy fajne randki przepełnione rozmowami, czasami milczeniem. Tak nam minęło półtorej roku. I wiecie, że przez ten czas byliśmy raz w kinie? Jakoś nigdy nie potrzebowaliśmy takich rozrywek.
Następny rok był już zupełnie inny. Zamieszkaliśmy razem, ja byłam w ciąży, jego zabrakło. Dopiero gdy wrócił - w czerwcu - wszystko się unormowało. Nie było już jednak jak kiedyś. Było zupełnie inaczej...
JEST zupełnie inaczej. Nie rozmawiamy ze sobą tak otwarcie jak kiedyś. Szczerze to żyjemy jak stare małżeństwo. Nie ma tych randek przy przedszkolu czy w innych dziwnych miejscach. Przez większość czasu widzimy się. Nawet nie mam kiedy zatęsknić...
I nie mówię, że jest źle. Jest inaczej. Wszystko zmieniło się od kiedy mieszamy razem. Ale myślę, że taka jest kolej rzeczy. Czasami tak tęsknię za tamtym czasem, tamtą spontanicznością, że zastanawiam się co by było gdybyśmy mieszkali oddzielnie. Wszystko jak teraz oprócz wspólnego mieszkania. Myślę, że szybko bym zatęskniła i byłoby jak teraz.
Wtedy chciało mi się stabilizacji. Chciałam być z nim non stop. Zasypiać i budzić się razem. Po prostu mieszkać ze sobą. Dziś tęsknię za tamtą spontanicznością, za randkami, za wszystkim co było kiedyś. Teraz wiem, że powinnam była o wiele bardziej doceniać tamte czasy. Mimo, że kocham naszą stabilizację to wróciłabym choć na chwilkę do tamtych czasów
A Wy widzicie różnicę pomiędzy związkiem kiedyś a dziś?
Na początku jak to na początku. Wszystko pięknie, fajnie. Były randki. Ale nie w restauracjach, kinach czy innych super miejscach. Zwykłe. Na ławce, przy przedszkolu na placu zabaw, w domu. Raz nawet na porodówce. Wyobrażacie sobie, że siedział ze mną w szpitalu przez pół nocy kiedy moja mama rodziła? Fakt była jeszcze jedna osoba z nami, ale nie chcę jej nawet wspominać. Ja mdlałam tam, przeżywałam, telepałam się, a on siedział. Śmiał się ze mnie, potem mnie uspokajał, potem znowu się śmiał. A potem, już rano zabrał mnie na lody do McDonalda. Tak na poprawę humoru, oczywiście. Jak pierwszy raz mi gotował (było to spaghetti) to z sera żółtego ułożył serce. Kiedyś zabrał mnie na połamanym skuterze do malutkiej miejscowości oddalonej o 30 km od naszego miasta nad zalew, stosunkowo duży. Jak wracaliśmy to pod górkę ja jechałam a on biegł. Mieliśmy kilka ulubionych piosenek, które katowaliśmy non stop. Na początku spotykaliśmy się codziennie. Ale z czasem coraz rzadziej. Potem była mała przerwa... Akurat w jej czasie miałam studniówkę, której nie wspominam za dobrze. Cholera, znów gadam głupoty. BYŁA TRAGICZNA! Kiedyś Wam o niej opowiem...
Wróćmy jednak do NAS.
Byliśmy razem, ale przy tym przyjaźniliśmy się i to właśnie było cudowne. Mogliśmy gadać godzinami, o wszystkim. O wszystkim i o niczym. Uwielbiałam to, zwierzałam się ze wszystkiego - ufałam mu i wiedziałam, że jemu mogę. A potem nagle coś prysło. Ja przestałam gadać i on przestał. Choć wtedy nasz związek nie był idealny, mieliśmy dużo problemów to było fajnie. Na prawdę fajnie. To wszystko było trochę jak z filmu. Miałam wiele koleżanek, a koleżanki miały chłopaków, ale żadna nie miała ze swoim lubym takich relacji jak my- a przynajmniej o tym nie wiedziałam.
To wszystko było takie młodzieńcze. Tęskniłam nawet wtedy, kiedy nie widzieliśmy się jeden dzień. Napoważnie ale luźno. I cieszyłam się, że miałam i chłopaka i przyjaciela w jednym. Choć nie był idealny, swoje za uszami miał to cieszyłam się gdy po prostu był. Mieliśmy fajne randki przepełnione rozmowami, czasami milczeniem. Tak nam minęło półtorej roku. I wiecie, że przez ten czas byliśmy raz w kinie? Jakoś nigdy nie potrzebowaliśmy takich rozrywek.
Następny rok był już zupełnie inny. Zamieszkaliśmy razem, ja byłam w ciąży, jego zabrakło. Dopiero gdy wrócił - w czerwcu - wszystko się unormowało. Nie było już jednak jak kiedyś. Było zupełnie inaczej...
JEST zupełnie inaczej. Nie rozmawiamy ze sobą tak otwarcie jak kiedyś. Szczerze to żyjemy jak stare małżeństwo. Nie ma tych randek przy przedszkolu czy w innych dziwnych miejscach. Przez większość czasu widzimy się. Nawet nie mam kiedy zatęsknić...
I nie mówię, że jest źle. Jest inaczej. Wszystko zmieniło się od kiedy mieszamy razem. Ale myślę, że taka jest kolej rzeczy. Czasami tak tęsknię za tamtym czasem, tamtą spontanicznością, że zastanawiam się co by było gdybyśmy mieszkali oddzielnie. Wszystko jak teraz oprócz wspólnego mieszkania. Myślę, że szybko bym zatęskniła i byłoby jak teraz.
Wtedy chciało mi się stabilizacji. Chciałam być z nim non stop. Zasypiać i budzić się razem. Po prostu mieszkać ze sobą. Dziś tęsknię za tamtą spontanicznością, za randkami, za wszystkim co było kiedyś. Teraz wiem, że powinnam była o wiele bardziej doceniać tamte czasy. Mimo, że kocham naszą stabilizację to wróciłabym choć na chwilkę do tamtych czasów
A Wy widzicie różnicę pomiędzy związkiem kiedyś a dziś?
Jesteśmy razem ponad 12lat, na bazie doświadczenia, powiem ci tak, zwiazek się zmienia się, nie da się zachować pewnych elementów, ale jest wiele nowych rzeczy, które się pojawiają. Im dłużej tym bardziej trzeba się starać, bo znamy siebie jak łyse konie, pojawia się rutyna i codzienność. Dziecko też jest wyzwaniem dla związku.
OdpowiedzUsuńJak to fajnie powspominać :-) to było tak dawno...randki itp. A co myślicie o związkach poznanych przez internet! :-)
OdpowiedzUsuńZawsze jest różnica... związek dojrzewa, ludzie przyzwyczajają się do siebie i nie potrzebują na co dzień zdobywać. Ale nie jest źle - jest po prostu inaczej. Myślę, że nie ma osoby, które nie zauważyłaby zmiany przed i po podpisania "papierka" :)
OdpowiedzUsuńwww.MartynaG.pl
Jechałaś skuterem pod górkę a on biegł <3 najlepiej! Stety albo niestety związek ewoluuje no i my też dorastamy, nabieramy doświadczenia życiowego, zmieniają się nasze priorytety i nasz stosunek do życia. Taka kolej rzeczy, są wady i zalety. Trzeba cieszyć się z tego, że macie dobre wspomnienia :D
OdpowiedzUsuńG.
UsuńTeż am tak że tęsknie za tym stanem przed zamieszkaniem razem :) Za umawianiem się, odprowadzaniem... nawet czasami za kłótniami tęsknie, bo teraz to nuda sprzeczki na zasadzie czemu nie odłożyłeś talerza do zlewu itp. :P A kiedyś więcej emocji było w tych nieporozumieniach... I mam plan żeby któregoś pięknego dnia zostawić córeczkę u rodziców a mojego faceta zabrać na taką randkę w miejsca w które kiedyś chodziliśmy a może nawet na piwo żeby się młodziej poczuć :P Ale jak to z planami bywa... od pomysłu do realizacji... zawsze w wolnym czasie ważniejsze sprawy :P Ale może się uda :)
OdpowiedzUsuńMy kiedyś zasypialiśmy w siebie wtuleni a teraz Jaśmina śpi między nim a swoim mlekiem. Jest jednak wiele rzeczy przy których widać wielką różnicę ale teraz jestem Ja jest ON jesteśmy My
OdpowiedzUsuń