Czy jest tu jakaś dziewczyna, która nigdy nie marzyła o pięknych zaręczynach i bajecznym ślubie? Jest? Ujawnij się błagam!
W każdym bądź razie, ja marzyłam, zawsze. Były takie dni, a może nawet tygodnie lub miesiące, kiedy myślałam tylko o tym. Mało tego, ja o tym nawet ciągle gadałam. Zaręczyny, a raczej ich brak, spędzały mi sen z powiek. Towarzyszyły ciągle. Doszło do tego, że w każdej możliwej sytuacji docinałam M. coś na temat zaręczyn. No i chyba nie wytrzymał, bo w końcu to zrobił.
Moje myślenie było bardzo proste, i jak dla mnie, logiczne. Skoro jesteśmy ze sobą prawie 6 lat, mamy dziecko, żyjemy razem wciąż i nieprzerwanie to dlaczego do jasnej cholery on jeszcze tego nie zrobił? I nasuwało mi się kilka myśli:
a) Nie kocha mnie, a to wszystko to tylko i wyłącznie przyzwyczajenie, więc nie chce żadnych dodatkowych zobowiązań i deklaracji.
b) Nie chce brać ze mną ślubu, więc w tym przypadku zaręczyny również są bez sensu.
c) To facet, jego powody i przemyślenia nigdy nie będą dla mnie jasne.
No i tak myślałam, myślałam. A to myślenie stawało się dla mnie coraz bardziej wykańczające. Już nie wiedziałam co jest prawdą. Czy to "Kocham Cię" codziennie na dobranoc, czy moja wersja a. I trwało to dłuższy czas. W głowię dźwięczało te sześć lat. Sześć długich lat razem bez deklaracji. Nie wiedziałam na czym stoję. Nie wiedziałam jaka czeka mnie przyszłość bo ciągła niepewność mi towarzyszyła. Zadawałam sobie wieczne pytanie, "O co mu chodzi?".
No i oczywiście standardowe gadki naszej Neli: "Mamo, a Ty masz inne nazwisko bo tato nie dał Ci pierścionka?". Wiem, podłapała ode mnie. Nawija ostatnimi czasy na taśmę wszystkie hasełka i odzywki i zawsze wie, kiedy ich użyć.
Mama zawsze mi mówiła, że wszystko przesadnie analizuję. I to prawda. Taka już jednak jestem i muszę z tym żyć. Nie umiem wyeliminować. A te analizy sprawiają, że te wszystkie "sytuacje" w większości przypadków wymyślone przeze mnie stają się jeszcze bardziej wyolbrzymione, dorabiam sobie w głowie do nich różne ideologie. STOP - to błąd.
I kiedy w końcu nadszedł ten wiekopomny moment, gdy miałam zostać NARZECZONĄ, w ogóle się tego nie spodziewałam. Zwyczajny dzień, urlop w Polsce, Sylwester. Mój M. był jakiś dziwny, jakiś nieobecny, przygnębiony, podenerwowany. W ogóle jednak nie wiązałam TEGO z TYM! Przyszedł wieczór, a on zrobił TO! W gronie najbliższych. Wszyscy byli wtajemniczeni, a ja zupełnie zaskoczona. Gdyby nie to, że został nagrany filmik to nawet nie wiedziałabym co do mnie powiedział. Emocje wzięły górę. I przyszedł ten moment, na który tyle czekałam. Zostałam narzeczoną. Wszystko się zmieniło, ale to temat na nowy post :)
Więc dziewczyny, wiem, że wiele z Was to przezywa i analizuje tak samo jak i ja. Dopiero dziś wiem, że nie warto. Bo po co? Co ma być to będzie. Niczego nie da się przyspieszyć. Jak będzie chciał to to zrobi, jak nie to nie. Tak wiem, jestem mądra bo mam już to za sobą. Jednak mogę to powiedzieć właśnie dlatego. A Wy trzymajcie się i bądźcie cierpliwe! I Wam będzie dane :*
Buziaki!
W każdym bądź razie, ja marzyłam, zawsze. Były takie dni, a może nawet tygodnie lub miesiące, kiedy myślałam tylko o tym. Mało tego, ja o tym nawet ciągle gadałam. Zaręczyny, a raczej ich brak, spędzały mi sen z powiek. Towarzyszyły ciągle. Doszło do tego, że w każdej możliwej sytuacji docinałam M. coś na temat zaręczyn. No i chyba nie wytrzymał, bo w końcu to zrobił.
Moje myślenie było bardzo proste, i jak dla mnie, logiczne. Skoro jesteśmy ze sobą prawie 6 lat, mamy dziecko, żyjemy razem wciąż i nieprzerwanie to dlaczego do jasnej cholery on jeszcze tego nie zrobił? I nasuwało mi się kilka myśli:
a) Nie kocha mnie, a to wszystko to tylko i wyłącznie przyzwyczajenie, więc nie chce żadnych dodatkowych zobowiązań i deklaracji.
b) Nie chce brać ze mną ślubu, więc w tym przypadku zaręczyny również są bez sensu.
c) To facet, jego powody i przemyślenia nigdy nie będą dla mnie jasne.
No i tak myślałam, myślałam. A to myślenie stawało się dla mnie coraz bardziej wykańczające. Już nie wiedziałam co jest prawdą. Czy to "Kocham Cię" codziennie na dobranoc, czy moja wersja a. I trwało to dłuższy czas. W głowię dźwięczało te sześć lat. Sześć długich lat razem bez deklaracji. Nie wiedziałam na czym stoję. Nie wiedziałam jaka czeka mnie przyszłość bo ciągła niepewność mi towarzyszyła. Zadawałam sobie wieczne pytanie, "O co mu chodzi?".
No i oczywiście standardowe gadki naszej Neli: "Mamo, a Ty masz inne nazwisko bo tato nie dał Ci pierścionka?". Wiem, podłapała ode mnie. Nawija ostatnimi czasy na taśmę wszystkie hasełka i odzywki i zawsze wie, kiedy ich użyć.
Mama zawsze mi mówiła, że wszystko przesadnie analizuję. I to prawda. Taka już jednak jestem i muszę z tym żyć. Nie umiem wyeliminować. A te analizy sprawiają, że te wszystkie "sytuacje" w większości przypadków wymyślone przeze mnie stają się jeszcze bardziej wyolbrzymione, dorabiam sobie w głowie do nich różne ideologie. STOP - to błąd.
I kiedy w końcu nadszedł ten wiekopomny moment, gdy miałam zostać NARZECZONĄ, w ogóle się tego nie spodziewałam. Zwyczajny dzień, urlop w Polsce, Sylwester. Mój M. był jakiś dziwny, jakiś nieobecny, przygnębiony, podenerwowany. W ogóle jednak nie wiązałam TEGO z TYM! Przyszedł wieczór, a on zrobił TO! W gronie najbliższych. Wszyscy byli wtajemniczeni, a ja zupełnie zaskoczona. Gdyby nie to, że został nagrany filmik to nawet nie wiedziałabym co do mnie powiedział. Emocje wzięły górę. I przyszedł ten moment, na który tyle czekałam. Zostałam narzeczoną. Wszystko się zmieniło, ale to temat na nowy post :)
Więc dziewczyny, wiem, że wiele z Was to przezywa i analizuje tak samo jak i ja. Dopiero dziś wiem, że nie warto. Bo po co? Co ma być to będzie. Niczego nie da się przyspieszyć. Jak będzie chciał to to zrobi, jak nie to nie. Tak wiem, jestem mądra bo mam już to za sobą. Jednak mogę to powiedzieć właśnie dlatego. A Wy trzymajcie się i bądźcie cierpliwe! I Wam będzie dane :*
Buziaki!
Ja nigdy nie marzyłam o zaręczynach i ślubie , zrobilam to bez większych emocji, bardziej jako formalność :)
OdpowiedzUsuńJasne, ze marze o bajecznych zaręczynach i ślubie jak w filmach �� jestem z moim Facetem 4lata, znamy się od „dziecka”, pochodzimy z jednego miasta - Zamość ❤️ po trzech miesiącach związku w wieku świeżo 19stu lat, przeprowadziłam się do niego, 1300km od domu rodzinnego ! Żyjemy razem, mieszkamy razem, pracujemy, zachowujemy się jak „stare dobre małżeństwo” ale to jeszcze nie to ! Marzę o pierścionku, ślubie, gromadce dzieci ale wiem, ze nie mogę naciskać, muszę być cierpliwa ! Im więcej będę o tym mówić tym dłużej będę na to czekać, wiec teraz milczę i czekam na ten momen, moment kiedy zostanę narzeczoną a później żoną ❤️
OdpowiedzUsuńCześć :) ja roznież zareczyłam sie teraz ale w Nowy Rok 01.01.2018 po ponad 5 latach związku 🤩😊 gratulacje! ❤️
OdpowiedzUsuń