Przejdź do głównej zawartości

Urodzinki!



Miną już rok. Całe 365 dni od kiedy jesteśmy razem z Wami! 
Wydaje mi się jak bym jeszcze wczoraj zakładała tego bloga. Razem z koleżanką wymyślałyśmy nazwę dla niego. Potem wygląd. 

Przez ten rok wiele się wydarzyło. Bardzo wiele ... Przede wszystkim na świat przyszła nasza córeczka, Kornelka. 
Ale może zacznę od samego początku. Od pierwszej rzeczy, którą pamiętam, a która rozpoczyna całą tę przygodę z blogowaniem.

Na początku chciałam założyć sobie pamiętnik. Pisać o przebiegu ciąży, relacjach z M. i wszystko co nas spotyka. Kupiłam piękniutki zeszycik, napisałam trzy zdania, ale jakoś to nie było to. Czytałam parę blogów. Nie mam, ale jakiś tam szafiarek, czy coś ...
No i pomyślałam, że czemu by nie? Czemu nie mogłabym również prowadzić takiego bloga?
No i założyłam. Napisałam pierwszą notkę, potem drugą, trzecią ... I nagle inne mamy, czy też zwykłe dziewczyny zaczęły wchodzić, czytać i komentować. Blog cieszył się coraz większym zainteresowaniem. I tak było do pewnego czasu. Do czasu, kiedy któraś z zazdrosnych, pustych dziewczynek nie postanowiła tego zniszczyć. Przepraszam za słowa, ale inaczej nie da się tego nazwać.
Na początku pisałam dla siebie. Dla wspomnień, żeby nigdy nie zapomnieć. Potem jednak blog zaczął znaczyć dla mnie o wiele więcej. Ogromną radość i satysfakcję sprawiało mi patrzenie na to, że kogoś to interesuje. Że komuś się podoba. Że wchodzi, lubi czytać i komentować. A potem zaczęły się obraźliwe komentarze nie tylko w moim kierunku, ale także w kierunku mojej rodziny. Przyszedł moment, kiedy postanowiłam skończyć z tym. Z pisaniem bloga. Z obnażaniem własnego życia. Nie bolało mnie to, że ktoś mnie obraża, ale nie mogłam pozwolić, aby obrażana była moja rodzina. Moi bliscy i przyjaciele. 
Chciałam na prawdę odejść. Nawet podjęłam dość drastyczne środki. Poinformowałam na FB, zawiesiłam bloga. No i posypały się komentarze. Że nie warto, żebym się nie poddawała, że tylko głupi ludzie potrafią obrażać nie podpisując się pod tym, żebym nie rezygnowała, żebym nie dawała satysfakcji wrogom. 
To nic nie dawało. I tak chciałam z tym skończyć ... Ale już po kilku dniach zaczęło mi brakować kontaktu z Wami. Rozmów, pisania notek, czytania komentarzy ... 
Postanowiłam, że wracam. Że się nie poddam. Przecież właśnie o to chodziło tym, którzy to wszystko pisali. 
Zmieniłam adres bloga, staram się zmienić nazwę na Fanpage'u.
Nie zrezygnuję z pisania. Robię to nie tylko dla Was, ale i dla siebie! 

Hmmm... Przez te 365 dni było już chyba wszystko :) 
Długie oczekiwania na Nelunię, samotność, poród. Rzeczy poboczne ...
Dzień, w którym powstał blog, był również dniem poinformowania mojego taty o tym, że zostanie dziadkiem, byłam wtedy w 9 tygodniu ciąży. 
Potem było już łatwiej. Strasznie bałam się powiedzieć o tym tacie, ale gdy już się dowiedział to ogromny kamień spadł mi z serca. Nie miałam już żadnych problemów. Tylko co miesięczne badania związane z ciążą doprowadzały mnie do szału. Jak wiedziałam, że na drugi dzień muszę pójść, aby pobrali mi krew, a po południu była wizyta lekarska to flaki mi się wywracały. Podczas jednej z wizyt Pan Doktor powiedział, że będzie cesarka. Na początku mina mi zrzedła, ale potem prze szczęśliwa bo bardzo bałam się porodu. Mateusz też nie był zadowolony. Chciał, żebym rodziła naturalnie. Nie wiem dlaczego, on sam też tego nie wie. Mądrala, nie odczuł by przecież tego :) Przez całe swoje życie nie byłam tyle razy u ginekologa co w czasie ciąży. Spokojnie chodziłam sobie do pracy, wieczorami odpoczywałam, a w międzyczasie szukałam dla nas jakiegoś mieszkania. Przecież nie mogliśmy ciągle siedzieć tacie na głowie. Za pierwszą wypłatę pomalowaliśmy mój pokój w rodzinny pokoju, kupiliśmy nowe meble i łóżko, a ja zawiesiłam poszukiwania mieszkania. Spędzałam czas z Mateuszem. Tak mijał sobie czas... Od 9 grudnia byłam już na zwolnieniu. Siedziałam sobie w domu, odpoczywałam. Przyszły święta. Nasze drugie wspólne, ale pierwsze z naszymi rodzinami. Pierwszy raz ja byłam na świętach u jego rodziny, a on pierwszy raz był u mojej. Kilkudniowe obżarstwo i trzeba było wracać do rzeczywistości. Potem sylwester, którego spędziliśmy u znajomych. Dla mnie bez alkoholowy. I nie widziałam jakiejś specjalnej różnicy między tym zakrapianym, a zupełnie abstynenckim :) 
Jeszcze przed Bożym Narodzeniem tato przestał spać w domu. Przychodził tylko się przebierać. W Nowy Rok przyszedł do nas z poważną miną. Ze łzami w oczach wręczył nam książeczkę mieszkaniową i poinformował, że mieszkanie jest nasze. Że się wyprowadza, a dla nas to czas na całkowite usamodzielnienie się. Spakował trochę ubrań, książek i swoich bibelotów. Resztę miał zabrać na dniach (nie zabrał do dzisiaj :D dobrze, że mamy składzik :D) Cieszyłam się, a jednocześnie było mi smutno. Wiedziałam przecież ile dla mojego taty znaczy to mieszkanie i jak bardzo je kocha. Za chwile miały być urodziny Matiego, postanowiłam imprezę urodzinową połączyć z parapetówką. Przyszli znajomi, pogadaliśmy, pośmialiśmy się. I znów czas leciał. Choć powoli to byłam zadowolona. 23 stycznia musieliśmy się rozstać. Na prawie pół roku. Byłam załamana. To były chyba najgorsze 132 dni w moim życiu. Dominowały łzy i smutek. Nigdy nie chciałam nikomu pokazywać, że mi smutno, przykro. Czasami jednak nie potrafiłam powstrzymać łez i wybuchałam płaczem przy mamie, czy koleżankach. Kiedy widziałam jakieś spacerujące pary to miałam ochotę podejść i z pełnego zamachu uderzyć. Z żalu. Z zazdrości. Że oni razem, a ja sama. Jak jeszcze mieli dziecko to żal i rozgoryczenie były podwójne. Nie dość, że tato się wyprowadził to jeszcze zabrakło mojego M., a ja zostałam w tak wielkim mieszkaniu zupełnie sama. Ciągle płakałam. Ukojenie przychodziło tylko wtedy jak dzwonił lub gdy miałam kontakt z Wami :*
Zajmowałam się dużo poszukiwaniami wózka. Szukałam codziennie. Aż znalazłam. Zamówiłam. Za dwa dni przyjechał kurier. Rozdzierałam te pudła jak wariatka, a wózek był w centrum mojego zainteresowania. Co kilkanaście minut chodziłam go oglądać i pojeździć po pokoju :) Wielkimi krokami zbliżał się termin porodu, a mi było coraz ciężej. Czasami ledwo się toczyłam. Ogólnie podczas ciąży czułam się bardzo dobrze, ale niekiedy dawała się we znaki, a przecież byłam sama. Sama na zakupy, sama do lekarza. Kiedyś, podczas jednej z rozmów telefonicznych z Matim zapytałam, czy jak zacznę rodzić, jak odejdą mi wody, czy chce wiedzieć. Powiedział, że nie. Że chce, aby dała mu znać, kiedy już urodzę. Nie chciał się denerwować, czy wszystko dobrze, czy nic się nie dzieje w czasie porodu bo przecież nie mógł być z nami. Zyskałam wiele nowych znajomości, ale niektóre, nawet te wieloletnie poszły w niepamięć. 
Dzień, w którym poszłam do szpitala pamiętam jak dzisiaj. Był 4 kwietnia. Rano wstałam, wykąpałam się i wyszykowałam, miała przyjść koleżanka robić ostatnie zdjęcia w dwupaku :)
Malowałyśmy się, stroiłyśmy, robiłyśmy zdjęcia. Po południu wybrałam się do mamy, jednak coś było nie tak. Od kilku godzin nie czułam mojej córeczki. Byłam przerażona. Przecież ten maluch wiercił się bez przerwy! Zadzwoniłam do położnej. Kazała się położyć, pogłaskać brzuszek, a jak przez godzinę nic się nie wydarzy to jechać do szpitala!
Leżałam, głaskałam, prosiłam - i nic!
No i szybka decyzja! Jedziemy! I jak na złość w tym czasie zadzwonił Mateusz. Gadał i gadał, a ja nie mogłam mu przecież powiedzieć, że coś jest nie tak i jadę do szpitala. Potem jeszcze kilkanaście minut stałam pod izbą przyjęć i starałam się rozmawiać jak gdyby nigdy nic. Nie chciałam, żeby się zamartwiał. Tak miną wieczór. Gdy następnego dnia zadzwonił, a ja powiedziałam mu już, bo wiedziałam, ze wszystko jest OK od razu krzykną, że czuł iż coś jest nie tak. Miną dzień, noc i dzień. W niedzielę w nocy odeszły mi wody. Ogromne męczarnie bo Pan Doktor dyżurny miał ważniejsze sprawy. Do rana leżałam z bólami i czekałam. Ordynator zarządził cesarkę. Zabrali mnie na blok, a po 30 minutach byłyśmy już we dwie. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu! A moment przebudzenia z narkozy pamiętam do dzisiaj! Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to pasek tapety z myszką Miki pod samym sufitem! A potem już tylko pytania. Gdzie Kornelka? Czy wszystko dobrze? Czemu tak długo jej nie przynosicie? Okazało się, że za długo nas przetrzymali. Mała miała wiotkość mięśni po wyciągnięciu i dostała 9 punktów w skali Apgar. Na szczęście wszystko było w porządku. Ze mną też.  Cztery doby w szpitalu, a potem do domu. Nie do naszego, do babci. Chciała mieć nas na oku. Pomagać. Ja jednak nie potrzebowałam pomocy, świetnie dawałam sobie radę sama. Wróciłyśmy do domu. Opieka nad Kornelką przebiegała sprawnie.
Przyszły kolejne święta, tym razem Wielkanocne. A Matiego wciąż nie było z nami :( Kiedy zadzwonił do nas podczas świątecznego śniadania u jego rodziny wybuchnęłam płaczem. Przy wszystkich. Przy całej rodzinie. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Żal sięgną zenitu!
 Od długiego weekendu zaczęłam odliczać dni do jego powrotu. Czas zaczął płynąć jakoś szybciej. Była ładna pogoda, większość dnia spędzałyśmy na dworze. Przez ostatni tydzień przed jego powrotem zaczęłam sprzątanie, zakupy. Jednym słowem wielkie przygotowania a by wszystko było gotowe na TĄ sobotę! Cały piątek przespałyśmy. Zawsze tak robię, kiedy chcę, żeby czas szybciej mi zleciał. 
W sobotę wstałam rano, nastawiłam rosół. Dokończyłam sprzątanie. I co zrobiłam? Położyłam się spać. Dzidzia razem ze mną (swoją drogą muszę przestać na nią mówić "Dzidzia"! przecież to już nie jest dzidzia! To wszystko wina Lilki!). To był sen na jawie. Spałam, ale słyszałam TV i najmniejszy szmer na klatce. Kiedy usłyszałam dźwięk kodu otwierającego domofon byłam przekonana, ze to tato. Była 11:27, a on miał być przecież ok. 15:00. Zrezygnowana poszłam otworzyć drzwi. I co ujrzałam? Mojego Mateuszka! Stał z wielką torbą ubrań, bukietem kwiatów i siatą zabawek dla Kornelki. Oczywiście w płacz od razu! Tym razem ze szczęścia. Nie mogłam się naprzytulać. Radości nie było końca! Ten dzień miną szybko. Każdy następny też. Byłam mega szczęśliwa! No i on też. W końcu był z nami. W końcu mógł wycałować i wyprzytulać swoje dziecko. W końcu byliśmy szczęśliwi! 
Na początku lipca wybraliśmy się na mini wakacje. Było fajnie! Kilka dni tylko dla naszej trójki. Tylko my. A potem powrót do domu. Często chodziliśmy nad zalew. Ja oczywiście smażyć się. Mati trochę pływał, ale większość czasu spędzał z Nelką. A i woda nie za ciekawa ...
Znów szybko płyną czas. W połowie sierpnia pojawił się nowy członek rodziny. Najbardziej szalony, zwariowany i niegrzeczny pies na świecie! Teraz razem z Kornelką sprawiają, że jest się z czego pośmiać :) 
A dziś? A dziś mija rok. Rok od kiedy piszę dla Was. I dla siebie. Na tę chwilę, od 11 września 2013 r. było Was tu 57 176 osób. Dla mnie to wielki sukces! 
Mamy 1332 komentarze i zaliczyłyśmy jedną zmianę nazwy bloga. 
Oprócz bloga prowadzę również fanpage'a pod starą nazwą bloga bo nie chcą mi jej zmienić :( Jeżeli chcecie nas polubić to zapraszamy TUTAJ
Na fejsiku mamy kilkuset fanów :) Choć nigdy się nie reklamowałam, nie płaciłam za wyświetlanie bloga innym użytkownikom to nazbierało się Was 687 osób! Za co baaardzo bardzo dziękuję! 
Hmmmm ... I coś jeszcze? Tak! Kocham pisać i będę robić to dalej! Najdłużej jak tylko będę mogła :)



A teraz troszkę zdjęć, tak dla przypomnienia!






































































P.S: Serdeczne pozdrowienia dla tych, którzy są z nami <3 Przesyłamy buziaki!!!




Edit: Chciałam zorganizować urodzinowy konkurs, ale ... Ale nie chcę pisać do innych blogerek, facebook'owych firm, czy stron z handmade mam. Więc skąd mam wziąć nagrody? Co miałoby być taką nagrodą? Macie jakieś ciekawe propozycje? Za "złoty strzał nagrodowy" organizuję konkurs! Teraz zaraz :) A to dzięki jednemu z komentarzy, a w sumie to jego autorowi lub autorce:




Super notka ;) ale szczerze mowiac myslalam ,ze szykujesz z tej okazji jakis konkurs ;) pozdrawiam :)"

Komentarze

  1. Ależ się miło czytało:)
    Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi również bardzo miło się czytało, ale Twój komentarz!

      Buziaki :*

      Usuń
  2. Super notka ;) ale szczerze mowiac myslalam ,ze szykujesz z tej okazji jakis konkurs ;) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam! W sumie nadal chcę! Ale co z nagrodami? Nie chcę pisać po blogerkach, firmach, i stronach z handmade, żeby sponsorowali nagrody. Jakoś mi się nie widzi ... :( A w takim razie co miałoby być nagrodą? Jeżeli wymyślisz coś fajnego to jutro rusza konkurs!

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Każda z nas matek niesie ze sobą jakąś historię. Najważniejsze, że mamy w sobie jeszcze tyle siły i miłości, aby przekazać je naszym dzieciom. Myślę, że nie ma nic wspanialszego na świecie niż szczery i czysty uśmiech własnego dziecka. A córeczka piękna! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, uśmiech potrafi dodać siły na wszystko! Dosłownie wszystko :) Bardzo dziękujemy! Buziaki :*

      Usuń
  4. Gdzie zrobione zdjęcie 26 na którym jesteś z Mateuszem?

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślałam, że z okazji urodzin będą jakieś nowe zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie takie łatwe jak się ma malutkie dziecko i dom na głowie :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. myślałam że napiszesz coś zupełnie nowego :( czytając post miałam wrażenie czytać streszczenie wszystkich poprzednich. :'( jestem rozczarowana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi :( moje życie chyba nie jest aż tak ciekawe... :( następnym razem postaram się lepiej! Jedno tylko mnie cieszy, z Twojej wypowiedzi wynika, że jesteś z nami, że czytasz :) bardzo mi miło!

      Buziaki!

      Usuń
    2. Chyba za bardzo nastawiłam się na wielkie bum :) w urodzinowej notce. A czytam Cię od prawie pierwszego wpisu na Twoim blogu i w sumie też przechodziłam z Tobą małą rocznice bo już prawie rok od kiedy tu jestem :* i nie zamierzam przestać.

      Usuń
    3. Kochana, właśnie dla takich czytelniczek jak Ty tutaj jestem! :* Bardzo Ci dziękuję, że już tyle czasu jesteś z nami! Będę robić wszystko, żebyś nie zrezygnowała i czytała dopóki ja będę pisała! :)

      Buziaki :*

      Usuń
  7. Mi tam się notka podobała, może nie mam tak jak Ty, ale też wiem, co to rozstanie i samotność kiedy TEJ jednej jedynej ukochanej osoby potrzebujesz najbardziej na świecie. My czekamy na naszego Szkraba jeszcze 2tygodnie pewnie, ale na szczęście razem.;) Czytając streszczenie tego roku, nieźle sie wzruszyłam, a to przez to, że "dzielimy" podobne emocje, choć nie powinnam, bo jestem w pracy ;) ale co tam, dla takich tekstów warto uronić łezkę (no dobra, może kilka ;p) nawet w miejscu publicznym.!
    Dużo zdrowia i radości dla Waszej Trójeczki.
    Pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z racji tego, co przeszłam jestem w stanie powiedzieć, że masz ogromne szczęście, że jesteście razem i razem czekacie! Że będzie trzymał za rękę, że odwiedzi w szpitalu, że ze szpitala Was zabierze. Ja tego nie miała i do tej pory jest mi bardzo przykro. Cieszę się, że post Ci się podoba i mam nadzieję, że będziesz z Nami! :* Życzę szczęśliwego rozwiązania i dużo zdrówka dla Was!

      Buziaki :*

      Usuń
  8. Kurcze ale ten czas szybko leci :) No to życze następnego roku iii następnego ;) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie szybko! Czasami mam wrażenie, że za szybko:( buziaki :*

      Usuń
  9. Śledzę Twój blog od samego początku, jesteś naprawdę silną i dzielną młodą Mamą :) Szczęśliwa rodzina to podstawa :) A i mam pytanie zupełnie z innej beczki.. Gdzie kupiliście psa? :D Jest przesłodki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję, że jesteś z nami już tyle czasu :* piesek z Bełchatowa jest :P

      Buziaki :*

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

List do mojej córki

Kochana Córeczko Dziś mija dokładnie rok od kiedy jesteś już z nami. To pierwsze 365 dni bycia dumną mamą, pierwsze 52 tygodnie naszego pięknego życia. 7 kwietnia 2014 r., godzina 9:30. To wtedy przyszłaś na świat. Zwariowałam na Twoim punkcie w pierwszej sekundzie, kiedy Cię zobaczyłam. Zrozumiałam wtedy, że nie ma na świecie istoty, którą mogłabym pokochać bardziej od Ciebie. To Ty sprawiłaś, że mój świat wywrócił się do góry nogami, a wszystkie plany nagle, w jednej sekundzie uległy zmianie.  To dzięki Tobie nie oszalałam, kiedy zostałyśmy same, bez taty. To dla Ciebie byłam dzielna bo wiedziałam, że jesteś zależna ode mnie i muszę dać radę. Dla Ciebie byłam twarda, ciągle jestem. Dla Ciebie odmieniłam siebie i swoje życie. Wiele zrozumiałam, jeszcze więcej zyskałam.  To właśnie Ty nauczyłaś mnie prawdziwie kochać. Pokazałaś mi co to jest bezgraniczna miłość. Przecież to właśnie Ty kochasz mnie bezgranicznie, a ja taką samą miłością darzę Ciebie. Kocham Cię jak nikogo n

Mleko modyfikowane Bebiko i Bebilon

No to jak w tytule ... :) Ale od początku. Ostatnio zastanawiałam się nad różnicą pomiędzy mlekami modyfikowanymi Bebilon 1 i Bebiko 1. Jak wiadomo jeden producent - NUTRICIA. Postanowiłam więc napisać do nich mejla z zapytaniem czym różni się jedno od drugiego. Nie jedna z Was pewnie zna już od dawna odpowiedź na to pytanie, ale szczerze powiem, że mnie ona ZASZOKOWAŁA! Odpowiedź Pani z obsługi klienta brzmi: "Produkty różnią się szatą graficzną." No i oczywiście ceną.  I tyle!!!!!!! Szatą graficzną ... Normalnie nie wierzę, że tak łatwo dałam się zrobić w konia! Te mleka różnią się jedynie wyglądem opakowania i niczym więcej! Skład jest identyczny!

Faceta trzeba sobie wychować od początku!

Źródło: google.com Jestem największą fanką równouprawnienia, równości między kobietą a mężczyzną. Nie mam nic przeciwko urlopowi tacierzyńskiemu, nie śmieszy mnie facet myjący naczynia, normalnym jest dla mnie widok mężczyzny kąpiącego swoje dziecko czy zmieniającego pampersa wypełnionego po brzegi wszystkim. Są jednak kobiety, dla których wszystko co wyżej wymienione to istna abstrakcja. Poznajcie niektóre z nich.. Maria, 27 lat, mama szesnastomiesięcznej córeczki: " Relacje z partnerem mam kiepskie, jak czegoś nie zrobię to potrafi poniżać wyzywać mnie. Prawie ze sobą już nie rozmawiamy, a dzieckiem w ogóle się nie zajmuje. Najgorzej było po samym porodzie (mała miała straszne kolki potem zaparcia a później chciała być ciągle noszona) wtedy krzyczał ze dziecko plącze i ze nic z tym nie robię. Z domu mnie nie wypuszcza , jak się kłócimy i chce wyjść to zamyka mi drzwi i zabiera klucze.. Czuje się strasznie , gotuje sprzątam zajmuje się dzieckiem ale bez ent