W samotności przyszło mi przeżywać trzy ostatnie miesiące ciąży, poród i pobyt w szpitalu a także 2 pierwsze miesiące życia Kornelki. Nie wiem, czy słowami uda mi się ująć co wtedy tak na prawdę czułam, ale postaram się.
Była to dla mnie osobista tragedia. Może nie jakaś straszna, ale jednak tragedia. Smutne dni i noce. Żal, że go nie ma, że muszę być sama ze wszystkim. Ciągłe myśli dlaczego właśnie ja?
Było mi smutno do tego stopnia, że za każdym razem kiedy wracałam do domu, a nie było mnie kilka godzin, biegłam po schodach jak głupia i najszybciej jak mogłam otwierałam drzwi do mieszkania, a potem leciałam do pokoju z nadzieją, że siedzi po ciemku i czeka na mnie, żeby zrobić mi niespodziankę. I nigdy tak nie było.
Apogeum smutku i rozpaczy było w walentynki. Byłam u fryzjera. Kiedy weszłam do domu na stole stał piękny bukiet tulipanów. I znów pobiegłam do pokoju z nadzieją, że jest. Nie było go. Nikogo wciąż nie było. Wiernie czekał tylko pies. Wybuchłam tak ogromnym płaczem, że ze zmęczenia po kilku minutach zasnęłam kurczowo przytulając do siebie psa i jego bluzę, która przestawała już pachnieć i przypominać mi na co tak bardzo czekam.
Codziennie spałam z jego bluzą, wąchając ją jak wariatka i wyobrażając sobie, że leży obok mnie. Kiedy otwierałam oczy jego wciąż nie było. I tak mijał mi dzień za dniem.
Kiedy byłam w szpitalu było jeszcze gorzej. Nie mogłam przecież tak po prostu się rozpłakać. Na sali były inne dziewczyny, przechadzały się położne czy lekarze. Wszystkie emocje dusiłam w sobie. Szansa na wyduszenie z siebie czegokolwiek była jedynie pod prysznicem, a trwała jakieś 12 min.
Gdy odeszły mi wody i siedziałam na korytarzu czekając aż się mną zajmą to na chwilę przestałam myśleć o samotności. Myślenie wróciło dopiero na sali przedporodowej. Wtedy chciałam, żeby potrzymał mnie za rękę, pogłaskał a nawet wkurzył do czerwoności. Wszystko mógł, pod warunkiem, że by był.
Jak już było po wszystkim, a Kornelka była przy mnie to mogłam się spokojnie rozpłakać. W sumie to rozryczeć, albo nawet dostać histerii. I tak wszyscy myśleli, że to ze szczęścia. Po części tak było, ale wciąż nie mogłam przestać przeżywać tego, że nie ma go z nami.
Do Pani z łóżka obok przychodził mąż. A do mnie? Rodzina i znajomi. Gdy patrzyłam jak cieszą się swoim szczęściem byłam załamana, że nie mogą przeżywać tego samego. Wróciłyśmy do domu i znowu same. Na szczęście czas leciał o wiele szybciej niż przed porodem, a zanim się obejrzałam to był już z nami. A resztę już znacie ... :)
Dziś nie wyobrażam sobie, że dzieje się to po raz drugi. Chyba bym już nie wytrzymała ...
Była to dla mnie osobista tragedia. Może nie jakaś straszna, ale jednak tragedia. Smutne dni i noce. Żal, że go nie ma, że muszę być sama ze wszystkim. Ciągłe myśli dlaczego właśnie ja?
Było mi smutno do tego stopnia, że za każdym razem kiedy wracałam do domu, a nie było mnie kilka godzin, biegłam po schodach jak głupia i najszybciej jak mogłam otwierałam drzwi do mieszkania, a potem leciałam do pokoju z nadzieją, że siedzi po ciemku i czeka na mnie, żeby zrobić mi niespodziankę. I nigdy tak nie było.
Apogeum smutku i rozpaczy było w walentynki. Byłam u fryzjera. Kiedy weszłam do domu na stole stał piękny bukiet tulipanów. I znów pobiegłam do pokoju z nadzieją, że jest. Nie było go. Nikogo wciąż nie było. Wiernie czekał tylko pies. Wybuchłam tak ogromnym płaczem, że ze zmęczenia po kilku minutach zasnęłam kurczowo przytulając do siebie psa i jego bluzę, która przestawała już pachnieć i przypominać mi na co tak bardzo czekam.
Codziennie spałam z jego bluzą, wąchając ją jak wariatka i wyobrażając sobie, że leży obok mnie. Kiedy otwierałam oczy jego wciąż nie było. I tak mijał mi dzień za dniem.
Kiedy byłam w szpitalu było jeszcze gorzej. Nie mogłam przecież tak po prostu się rozpłakać. Na sali były inne dziewczyny, przechadzały się położne czy lekarze. Wszystkie emocje dusiłam w sobie. Szansa na wyduszenie z siebie czegokolwiek była jedynie pod prysznicem, a trwała jakieś 12 min.
Gdy odeszły mi wody i siedziałam na korytarzu czekając aż się mną zajmą to na chwilę przestałam myśleć o samotności. Myślenie wróciło dopiero na sali przedporodowej. Wtedy chciałam, żeby potrzymał mnie za rękę, pogłaskał a nawet wkurzył do czerwoności. Wszystko mógł, pod warunkiem, że by był.
Jak już było po wszystkim, a Kornelka była przy mnie to mogłam się spokojnie rozpłakać. W sumie to rozryczeć, albo nawet dostać histerii. I tak wszyscy myśleli, że to ze szczęścia. Po części tak było, ale wciąż nie mogłam przestać przeżywać tego, że nie ma go z nami.
Do Pani z łóżka obok przychodził mąż. A do mnie? Rodzina i znajomi. Gdy patrzyłam jak cieszą się swoim szczęściem byłam załamana, że nie mogą przeżywać tego samego. Wróciłyśmy do domu i znowu same. Na szczęście czas leciał o wiele szybciej niż przed porodem, a zanim się obejrzałam to był już z nami. A resztę już znacie ... :)
Dziś nie wyobrażam sobie, że dzieje się to po raz drugi. Chyba bym już nie wytrzymała ...
Ja ciągle się zastanawiam czy do porodu będę dalej taka twarda jak w ostatnich dwóch miesiącach. Też będę sama przeżywała poród. w sumie to jestem sama od początku ciąży - tyle że wiem że on nie wróci, że wiem że sie bawi z inną, że mnie po prostu zostawił po tym wszystkim ile dla niego poświęciłam. Byliśmy rozłącznie ponad pół roku jak byłam w ameryce i znam ten ból kiedy jestes sama- kiedy wszyscy cieszą się obecnością, jak urodziny spędzałam z jego mailami- ale było to zupełnie co innego- bo pomimo bólu wiedziałam że się spotkamy, ta nadzieja sprawiała, że po łzach przychodził uśmiech. Ale jak wiedziałam ze go nie będzie, że nie wiem gdzie aktualnie jest i że nawet nie interesuje się czy już urodziłam, czy gniję w domu z samotności, to ten ból jest inny. Początkowo nie dał mi funkcjonować, bo też jestem młodą matką- będę w tym przypadku - i widzę wszędzie szczęśliwe pary. Dopiero jakieś dwa miesiące temu dostałam kopa energii ze pora pozbierać życie do kupy i przestać się użalać bo przeciez są i tacy co mają jeszcze gorzej niż ja. Ale tak a propos smutku i porodu- czytałam dzisiaj o szpitalach niedaleko mnie i jak zaczęły się o porodach rodzinnych i o tym że tato dziecka może przeciąż pępowinę, to nie wytrzymałam. Bo wiedziałam, że to się nie stanie, że będę własnie sama. Że będzie mama, brat, znajmoi, ale nie ma osoby która w ten dzień powinna być. I czasami budzę się rano i myślę- a może jak się urodzi dziecko to coś go zmieni a ja znajdę siłę aby mu wybaczyć... ale mija pięć minut i widzę jak jest rzeczywiście- wtedy przestaję w ogóle łudzić się nadzieją, bo wiem ze nie ma sensu.
OdpowiedzUsuńSamotność jest straszna- a szczególnie jak wiesz że inni ten okres spędzają razem, są szczęśliwi :) Ale dobrze, że u Ciebie już ten czas szybko zleciał i wróciło do normy ;)
Kilka łez poleciało podczas czytania Twojego komentarza :( Zdaję sobie sprawę co czujesz ... W małym stopniu, ale rozumiem. I bardzo dziękuję, że napisałaś bo dzięki temu odkryłam Twojego bloga <3 na pewno będę zaglądać!
UsuńBuziaki Mała, trzymaj się! :*
Ciągle mnie ciekawi gdzie on był? Wojsko?
OdpowiedzUsuńZa granica
UsuńHahahaha . Siedzial w wiezieniu..
UsuńJebane zazdrosnice! Skonczcie wpierdalac nos w nie swoje sprawy bo ktos kiedys wam bedzie probowal cos zniszczyc!
UsuńDajcie jej w końcu spokój zazdrośnice. Ileż można się pastwić nad biedną dziewczyną?
UsuńLudzie proszę ile można ??!?!?! Dajcie spokój . Nie wazne gdzie był . Po co gdybac czy tu czy tam . Ważne że wrócił !! Ze sa razem !!! Ze kochają się !!!
UsuńOtóż to :*
Usuńskoro tak ludzie ciskaja się, że siedział w więzieniu i nawet gdyby tak bylo (ja nie wiem) to wypada im zadac pytanie co by to zmienilo? nawet jak siedział w wiezieniu to co z tego? nie mialby prawa byc dobrym ojcem? nie mialby prawa stac sie lepszym czlowiekiem? kazdy jest/byl mlody, popelnial wieksze lub mniejsze bledy. Jedni mieli wiecej szczescia, a inni mniej. I nawet jesli siedzialby w tym wiezieniu, owszem stracilby troche pieknych dni swojego zycia moze z wlasnej glupoty a moze nie ( nikt tu nie wspomnial o powodach pobytu w wiezieniu tylko wszystkich interesuje fakt czy tam byl) nie zawsze czarne jest czarne .. to nie zmieniłoby faktu ze po powrocie jest super tata i jego zycie mogloby stac sie o 100% lepsze bo wazna jest umiejetnosc wyciagania wnioskow :)..
Usuńw obliczu dzisiejszej smierci Ani Przybylskiej widac co w zyciu powinno miec najwieksze znaczenie .. wielka osoba, popularna i kochana przez wszystkich, a najwazniejsza dla niej byla rodzina .. sory za takie sentymenty, ale przybita jestem ta wiadomoscia, dlatego nie wytrzymalam i musialam napisac tego komenta. Miejcie swoje zycie bo nikt za Was go nie przezyje. Nie wiem czy takie zachowanie to efekt zazdrosci, czy to nuda czy co, mi osobiscie obce jest na codzien to uczucie, staram sie ludzi rozumiec a nie od razu z gory oceniac "bo ja wiem lepiej co oni mysla" ... nawet jak sie kogos nie lubi to nie oznacza ze kazde jego potkniecie trzeba wykorzystywac, zeby siebie dowartosciowac .. kiedy ludzie to zrozumieją, ze nie szanujac innych tylko ponizaja samych siebie..
Nie wiem czy powinnam wysylac tego komenta, jakos tak pisze pod wplywem emocji bo juz kilka razy widzialam w komentarzach nieciekawe teksty i nie potrafie sie powstrzymac. Oczywiscie jesli chcesz to zawsze mozesz go usunac :)
Ostatnie zdanie w pierwszym akapicie <3 z reszta zgadzam się z całą tą wypowiedzią i nie zamierzam jej usuwać :*
UsuńDalas radę :* !! Twardzielka z Ciebie, powiem Ci szczerze że nie dalas poznać po sobie, ze aż tak bardzo to przezywasz. Poradzilas sobie całkiem dobrze. Pamiętam jak się cieszylas z dnia na dzień ze coraz mniej czasu zostało do jego powrotu. Odliczlas dni -widzisz dalas radę . Twój M. Musi być dumny i szczęśliwy ze ma taka kobietę . Takie właśnie powinnyśmy być wszystkie TWARDE, SILNE I ZARADNE a nie 3xZ ZOLZY, ZLOSNICE I ZAZDROSNICE. :) Super ze już jesteście razem , macie super córeczkę i tworzycie świetna rodzinke ! :)
OdpowiedzUsuńPs. Uwielbiam Ci w czytać Viki ❤❤❤
K. ❤
Na szczęście już mamy to za sobą! :* A ja uwielbiam czytać Twoje komentarze <3 Zawsze jak na nie spojrzę, a jeszcze nie przeczytam to od razu wiem, że to TY! Poznaję po serduszkach :D :****
UsuńCiumki Karolaaa :****************
Znam ten bol ...ja od samego poczatku ciazy bylam sama bo zniknal z naszego zycia od tak po prostu ....pozniej zostawila nas matka...w takim momencie kiedy potrzeboealam blisko siebie miec kogos kto mi ponoze kto powie ze bedzoe dobrze niestety nie bylo nikogo takiegp ;( e ciazy stres ciagle klotnie z ojcem cud ze nie poronilam....na sali przedporodowej bylam ja i moja siostra cieszylam sie ze chociaz ona ze mna jest.....porod i kolejna tragedia syn tracil tetno i szybko cc pod narkoza ale zbyt dlugo to trwalo ....werdykt ciezkie niedotlenienie, zamartwica lezalam tam ....nie bylam sama ale nie mialamu swego boky ani syna ani faceta ;( synek lezal w calkiem innym szpitalu na oiomie....naszczescie wyszedl z tego i juz po 16 dniach moglam go przytulic....teraz ma 6 miesiecy i jakos dajemy rade miko ze mam tylko 20 lat ;) ale czas mi smutno bo chcialabym by moj syn mial ojca jak kazde inne dziecko ma oboje rodzicow no ale trzrba zyc bo teraz mam dla kogo. Pozdrawiam goraco
OdpowiedzUsuń:-( wiem jak to jest mam 23 lata i jestem od 6 miesiecy mama małej księżniczki :-)
OdpowiedzUsuńMój chłopak ciagle pracowal w Niemczech bylismy ze soba prawie 4 lata raz w miesiacu widzielismy sie na weekend przewaznie tak bylo...
Swieta wakacje zawsze spedzalismy razem jak tylko mial wolne od pracy i byl na miejscu
Zaszlam w ciaze i bylo pieknie cudownie!
Dbal o mnie jak o "jajko" heh
23 pazdziernika wrocil z Niemiec przyjechal po mnie jeszcze obiecywal ze jak przyjdzie czas porodu to nigdzie juz nie wyjedzie ze chce byc przy mnie i narodzinach naszego skarba
24 zrobil mi herbate jeszcze spalam
Przebudzilam sie obrucilam sie na druga strone akurat w ten dzien mijal 20 tydzien ciazy zawsze mowil ze to bedzie czas na zmiany ze po polowie wszystko sie zmieni
Planowalismy slub bylismy zareczeni i to jeszcze przed tym jak zaszlam w ciaze
Nagle uslyszalam straszliwe charczenie. Pobieglam tam a on wisial w kuchni powiesil sie...
To byl najgorszy dzien mojego zycia
W czasie gdy go najbardziej potrzebowalam zostawil mnie sama
napisal do mnie smsa tego dnia zanim popelnil samobojstwo
Nie daje rady musze sobie jakos pomoc... Pamietaj ze bede zawsze z wami
Ucaluj naszego maluszka jak juz bedzie i powiedz mu ze tato go bardzo kocha
Zegnaj kocham kocham kocham was. :'(:'(:'(:'(:'(
Od tamtej pory moje zycie stalo sie koszmarem nie potrafilam cieszyc sie ciaza ani dzieckiem ciagle plakalam raczej wylam z bolu nadal to robie
Dzien porodu byl tak okropny dla mnie mialam nadzieje ze wroci ja ja nadal mam wyzywalam go od najgorszych chociaz go nie bylo az padlam po prawie 2 dniach i skonczylo sie cesarka
Znajomi rodzina mialam ich dosc ale nie bylo jego a obiecal
Do tej pory nie wiem co sie stalo ze tak postapil
Jak patrze na coreczke jest tak podobna do taty i ciagle sie zastanawiam co jej powiem jak zapyta o tatusia..g
Teraz to już nie kilka łez, a płacz. Nawet nie mam słów, żeby odpowiedzieć Ci na komentarz tutaj na forum, tak aby każdy mógł to przeczytać, a rzadko mi się to zdarza. Zawsze wiem co powiedzieć. Mam do Ciebie tylko jedną prośbę. Napisz proszę do mniej mejla - sswettly@gmail.com lub na fanpage'u - http://www.facebook.com/MamaNelki
UsuńBardzo proszę!