Od zawsze wiedziałam, że chcę być kimś, że chcę coś w życiu osiągnąć. Osiągnąć coś więcej niż skończenie liceum i zdana matura. Chciałam pójść na studia. Wiedziałam, że osiągnę zamierzone cele jedynie ciężką i sumienną pracą. Pisałam już o tym, że w trzeciej klasie zaćmiło mnie i plany zmieniły się o 180 stopni. Dzisiaj znów inaczej na to patrzę. Dziś już nie chcę osiągać zamierzonych celów dla siebie. Chcę to zrobić dla mojej córeczki. Od mojej przerwy w nauce miną rok. W zasadzie to półtorej, jeśli liczyć od ostatniego dnia roku szkolnego. I to KONIEC przerwy! Od grudnia kontynuuję mój rozwój. Koniec użalaniem się nad sobą, koniec z rozmyślaniami "czy znajdę pracę?". KONIEC! Zamartwianiu się i dołowaniu mówię stanowcze NIE! Zamierzam coś jeszcze osiągnąć. Udowodnić sobie i inny, że mając dziecko tak młodym wieku nie trzeba skończyć na kasie w Biedronce (oczywiście bez obrazy dla wszystkich pracujących w tej sieci sklepów!). Mam dużo większe ambicję i czas zacząć dążyć do realizacji celów bo przez ostatnie kilka lat mocno się zatrzymałam.
Od kiedy zaszłam w ciążę czuję się jak KURA DOMOWA. Tylko sprzątam, gotuję i piorę. Siedzę całymi dniami w domu. Oprócz jego prowadzenia nie mam absolutnie nic do roboty (mówię to z perspektywy kobiety, nie mamy). A, zapomniałam o oglądaniu TV. Jedyne hobby jakie w tej chwili mam to prowadzenie bloga i FP. I TYLE! Od kiedy M. jest z nami to uczucie bycia kurą domową jest podwójne. Czuję presję podania mu wszystkiego pod nos, sprzątania. Wykonywania 3/4 obowiązków domowych. Tylko że ta presja nie płynie od niego. Ona siedzi w mojej głowie. Ciągle ją czuję. Czasami doprowadza mnie do szału. Choć nie idzie mi jeszcze idealnie to czuję, że z każdym dniem jest coraz lepiej. A jak dojdę do momentu, gdzie na raz posprzątam i zrobię obiad, zajmie mi to godzinę, a resztę czasu poświęcę sobie i dziecku to osiągnę pełnie szczęścia.
Ale wróćmy do przyszłości. Mojej. Osobistej. Dotyczącej bezpośrednio mnie. Chcę zająć się czymś, co lubię. Co sprawia mi przyjemność. Chcę być w tym dobra. Bardzo dobra. NAJLEPSZA! Gdyby tak się stało nie musiałabym wyjeżdżać. Mogłabym zostać tu, w moim mieście, w moim ukochanym mieszkaniu. Potrzebuję na to jakiś 2 lat. I inwestycji. Inwestycji w siebie samą, a zarazem w przyszłość mojego dziecka. I choć mam słomiany zapał, zrobię to!
Jest różnie, wiadomo. Zawsze coś może pokrzyżować moje plany... Jak to zawsze powtarza moja babcia: "Chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach." Ale nie poddam się, nie tym razem!
Od kiedy zaszłam w ciążę czuję się jak KURA DOMOWA. Tylko sprzątam, gotuję i piorę. Siedzę całymi dniami w domu. Oprócz jego prowadzenia nie mam absolutnie nic do roboty (mówię to z perspektywy kobiety, nie mamy). A, zapomniałam o oglądaniu TV. Jedyne hobby jakie w tej chwili mam to prowadzenie bloga i FP. I TYLE! Od kiedy M. jest z nami to uczucie bycia kurą domową jest podwójne. Czuję presję podania mu wszystkiego pod nos, sprzątania. Wykonywania 3/4 obowiązków domowych. Tylko że ta presja nie płynie od niego. Ona siedzi w mojej głowie. Ciągle ją czuję. Czasami doprowadza mnie do szału. Choć nie idzie mi jeszcze idealnie to czuję, że z każdym dniem jest coraz lepiej. A jak dojdę do momentu, gdzie na raz posprzątam i zrobię obiad, zajmie mi to godzinę, a resztę czasu poświęcę sobie i dziecku to osiągnę pełnie szczęścia.
Ale wróćmy do przyszłości. Mojej. Osobistej. Dotyczącej bezpośrednio mnie. Chcę zająć się czymś, co lubię. Co sprawia mi przyjemność. Chcę być w tym dobra. Bardzo dobra. NAJLEPSZA! Gdyby tak się stało nie musiałabym wyjeżdżać. Mogłabym zostać tu, w moim mieście, w moim ukochanym mieszkaniu. Potrzebuję na to jakiś 2 lat. I inwestycji. Inwestycji w siebie samą, a zarazem w przyszłość mojego dziecka. I choć mam słomiany zapał, zrobię to!
Jest różnie, wiadomo. Zawsze coś może pokrzyżować moje plany... Jak to zawsze powtarza moja babcia: "Chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach." Ale nie poddam się, nie tym razem!
Wiecie co ona teraz myśli? Podejrzewam, że coś w tym stylu: "A co to ma, przepraszam, być? Kanapka z chlebem upieczonym przez babcię i wędliną uwędzoną przez dziadka? Dajcie mi CUUUUUUKIERKI!" A tak na poważnie to od jakiegoś czasu nie kupujemy wędliny w sklepie, chleb sporadycznie, jak zabraknie. Kiedyś swojskiej wędliny bym nie tknęła. Bo była sucha i nie błyszczała się w kolorach benzyny jak ta ze sklepu. Ale weźcie wytłumaczcie dziecku, że ta sklepowa jest gorsza! Mi się nie dało. Od zawsze uparta jak osioł! Dziś już rozumiem. Chcę, żeby Nelka rozumiała, od zawsze.
trzymam kciuki!!! najważniejsze w życiu to robić to co się lubi!
OdpowiedzUsuńja mam 24 lata, dwa razy rozpoczynałam studia i niestety do ej pory żadnych nie skończyłam, szczeście w nieszczęściu znalazłam dobrą i dobrze płatną pracę w biurze...jednak wiadomo jak to jest mimo umowy na czas nieokreslony prace zawsze mozna stracic, wiec tez czuje coraz wieksza mobilizacje, zeby wrocic na studia, zeby je skonczyc.
Co do wyjazdu za granice to dobra decyzja jesli ma sie wyksztalcenie, mile widziane doswiadczenie w danym zawodzie i dobra znajomosc jezyka, w innym przypadku brak szans na znalezienie lepszej pracy niz na linii produkcyjnej czy w zimnym magazynie....
Doskonale rozumie cie bo wiem jak to jest bo moje życie również zmieniło się o 180 stopni..przerwałam szkołę w trzeciej klasie technikum bo miałam zagrożoną ciążę. Miałam plany matura, studia a potem własne studio. Wszystko wtedy posypało się a teraz patrze na to inaczej.Teraz moja córka ma prawe 2,5 lat ja chodzę zaocznie do szkoły i ją kończę. Potem planuję iść do szkoły policealnej, a z czasem na studia ale to dopiero jak córka będzie starsza. Ostatnio u nas był kryzys w małżeństwie bo ja już miałam dość bycia kurą domową..dokładnie tak jak wyżej napisałaś..wszystko mnie przerosło.Od kiedy córka chodzi do przedszkola jest dobrze, ja za tydzień zaczynam pracę. Życzę ci jak najlepiej :)
OdpowiedzUsuńA mozesz zdradzic nam co chcesz dalej robic? Trzymam kciuki:)
OdpowiedzUsuńZdradzę jak się uda :*
Usuń