Prawie półtorej roku siedziałam w domu. W zasadzie bezpośredni kontakt miałam jedynie z rodziną, rzadko spotykałam się z kimś innym. Przez bardzo długi czas było mi z tym na prawdę dobrze. Zdziczałam po prostu. Nie chciało mi się wstawać z łóżka, nie chciało mi się wychodzić z domu. Momentami wydawało mi się, że stoję nad przepaścią. Przepaścią zwaną DEPRESJA. Wtedy jedyną moją radością była Nela, M. i oczywiście blog. Tak na prawdę całą resztę miałam w dupie. Dziś, patrząc na to z perspektywy czasu (krótkiego, ale zawsze coś) wiem, że od depresji dzieliły mnie milimetry.
Kiedy już czułam, że zaczyna dziać się źle, wiedziałam co jest tego przyczyną. Bardzo czekałam na dzień, kiedy wrócę do pracy. Im mniej czasu mi zostawało tym bardziej cieszyłam się, że już nie daleko.
Jakiś tydzień przed planowanym dniem powrotu do pracy jakby mnie coś kopnęło. "Ja wrócę do pracy i będę musiała zostawić Kornelką." - tylko o tym myślałam, tylko takie zdania kłębiły się w mojej głowie.
A jak było dzień przed? Cały wieczór serce waliło mi jak młot. Czułam się jak bym szła na rozmowę kwalifikacyjną do mojego wymarzonego miejsca pracy. No i bałam się. Nie mam pojęcia czego, po prostu się bałam.
Jeszcze zanim zdążyłam wyjść z domu do pracy w pierwszy dzień była już pierwsza skucha. Byłam pewna, że Kornelka jak zwykle obudzi się ok. 7/8 rano. Więc nie nastawiałam budzika. I jak na złość maluch wstał o 8:40! Wyobrażacie sobie jak z prędkością światła zbierałam się do wyjścia?
Mimo, że ten pierwszy dzień zaczął się w taki sposób to był dobry.
W pracy, kiedy chwilowo nie miałam nic do roboty - dużo myślałam. Byłam sama, bez dostępu do internetu. Tylko ja i grające radio. Już w pierwszych chwilach zrozumiałam jak dużo daje mi te kilka godzin poza domem. Bez Kornelki, bez M., bez DOMU!
Może nazwiecie mnie złą matką, może nazwiecie mnie egoistką, a może zimną suką ... Ale ja na prawdę jestem szczęśliwa, że przez kilka godzin dziennie mam czas odpocząć! Odpocząć od obowiązków, od dziecka, od tego wszystkiego co czasami mnie przytłacza.
Teraz mam dwa życia. Domowe i zawodowe. W domu jestem mamą, kurą domową, opiekunką, kucharką, żoną, sprzątaczką i tak dalej ... A w pracy? Odcinam się od tego i jestem jedynie pracownikiem. I wiecie co? Dobrze mi z tym!
To była jedna z najlepszych decyzji ostatnich miesięcy. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym dalej siedzieć w domu i męczyć się z samą sobą. Teraz wracam po pracy szczęśliwa, uśmiechnięta. Do końca dnia jestem już z Nelą. Chce mi się sprzątać, gotować obiad, jeździć na rowerze czy spacerować. Teraz w pełni czuję się żyję! A co robię? To temat na kolejny wpis, już niedługo!
Kiedy już czułam, że zaczyna dziać się źle, wiedziałam co jest tego przyczyną. Bardzo czekałam na dzień, kiedy wrócę do pracy. Im mniej czasu mi zostawało tym bardziej cieszyłam się, że już nie daleko.
Jakiś tydzień przed planowanym dniem powrotu do pracy jakby mnie coś kopnęło. "Ja wrócę do pracy i będę musiała zostawić Kornelką." - tylko o tym myślałam, tylko takie zdania kłębiły się w mojej głowie.
A jak było dzień przed? Cały wieczór serce waliło mi jak młot. Czułam się jak bym szła na rozmowę kwalifikacyjną do mojego wymarzonego miejsca pracy. No i bałam się. Nie mam pojęcia czego, po prostu się bałam.
Jeszcze zanim zdążyłam wyjść z domu do pracy w pierwszy dzień była już pierwsza skucha. Byłam pewna, że Kornelka jak zwykle obudzi się ok. 7/8 rano. Więc nie nastawiałam budzika. I jak na złość maluch wstał o 8:40! Wyobrażacie sobie jak z prędkością światła zbierałam się do wyjścia?
Mimo, że ten pierwszy dzień zaczął się w taki sposób to był dobry.
W pracy, kiedy chwilowo nie miałam nic do roboty - dużo myślałam. Byłam sama, bez dostępu do internetu. Tylko ja i grające radio. Już w pierwszych chwilach zrozumiałam jak dużo daje mi te kilka godzin poza domem. Bez Kornelki, bez M., bez DOMU!
Może nazwiecie mnie złą matką, może nazwiecie mnie egoistką, a może zimną suką ... Ale ja na prawdę jestem szczęśliwa, że przez kilka godzin dziennie mam czas odpocząć! Odpocząć od obowiązków, od dziecka, od tego wszystkiego co czasami mnie przytłacza.
Teraz mam dwa życia. Domowe i zawodowe. W domu jestem mamą, kurą domową, opiekunką, kucharką, żoną, sprzątaczką i tak dalej ... A w pracy? Odcinam się od tego i jestem jedynie pracownikiem. I wiecie co? Dobrze mi z tym!
To była jedna z najlepszych decyzji ostatnich miesięcy. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym dalej siedzieć w domu i męczyć się z samą sobą. Teraz wracam po pracy szczęśliwa, uśmiechnięta. Do końca dnia jestem już z Nelą. Chce mi się sprzątać, gotować obiad, jeździć na rowerze czy spacerować. Teraz w pełni czuję się żyję! A co robię? To temat na kolejny wpis, już niedługo!
Doskonale wiem co czujesz miałam to samo
OdpowiedzUsuńSERDECZNIE WAS POZDRAWIAM DZIEWCZYNKI!
Buziaki :*
UsuńJa wracam za 4 miesiące i chociaz Mania jest dla mnie najwazniejsza to tez sie cieszę z powrotu do pracy i powoli juz sobie myślę jak to wszystko będzie :)
OdpowiedzUsuńBędzie przede wszystkim inaczej! A tego młodej mamie trzeba :)
UsuńJesteś wspaniała mama a to że jest Ci dobrze gdy jesteś w pracy nie robi z Ciebie potwora !:) Jesteś młoda więc potrzebujesz jakiegoś odskoku od życia codziennego domu dziecka faceta :* czekam na kolejny post z niecierpliwością ! <3
OdpowiedzUsuńUfff ! Odetchnęłam, buziaki :*
UsuńJesteś cudowną mamą i cudowną Kobieta :* Nelka na pewno jest najszczęśliwsza na świecie ! Powrót do pracy to normalne, każdy potrzebuje odpoczynku od codzienności ! :) głowa do gory :*
OdpowiedzUsuńA tam cudowną, zwykła taka :*
Usuńpiesekkkkk <3
OdpowiedzUsuńWariat nie piesek :D
UsuńNajważniejsze, że Ty czujesz się spełniona. Nawet nie wiesz ile bym dała, żeby móc wyskoczyć na kilka godzin gdzieś z domu. Ale niestety na ten moment nie pracuje jeszcze. Moją odskocznią są za to studia, na które jeżdżę średnio co dwa tygodnie przez weekend. Uwierz mi - wracam wtedy do domu z wielką radością, mam nowe chęci do działania i głowę pełną pomysłów.
OdpowiedzUsuńA najbardziej cieszy mnie to, że mam okazję zatęsknić za swoim dzieckiem.... A ten moment kiedy rzuca mi się na szyję, gdy wracam do domu jest bezcenny ! :)
Szczerze Ci powiem, że ja mam tak samo, w pracy odpoczywam od tego wszystkiego, spraw domowych, problemów. W pracy myślę o Syniu i jak wracam do domu to nie mogę się doczekaćażgo przytule i się nim zajme.. Doskonale Cię rozumiem, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNelka wiedziała jak zrobić mamie psikusa wstając później;) Ale fajnie, że spełniasz się zawodowo:) Ja też już trochę tęsknie, ale jeszcze wiem, że to nie mój czas. No i boską masz córę:) Coraz większa i coraz piękniejsza:)
OdpowiedzUsuńNikt nie ma prawa oceniać tego co napisałaś. Jeśli Tobie dobrze z tym, że pracujesz to znaczy, że tak powinno być. Nie można nikogo uszczęśliwiać na siłę ;)
OdpowiedzUsuńJa też chciałabym bardzo wrócić do pracy, wyjść z domu i odpocząć od wszystkiego chociaż weekendami ale boję się, że nie będę potrafiła myśleć bez obecności mojego dziecka. Dzisiaj ma 14 miesięcy a nie został z nikim obcym. Nawet jak został z moim M. Miałam straszne obawy czy da radę czy maluch nie będzie płakał itp . Czasami mnie to wszystko przerasta i nie wiem jak pozbyć się tego " lęku " czy ktoś nie zrobi mu krzywdy i czy mały się nie za krzczyczy. A więc powiem Ci kochana, że bardzo zazdroszczę :-*
OdpowiedzUsuńZ tej strony Marlenka. Zbyt krytycznie podchodzisz do siebie lub uważasz, że cię tak ocenimy. Według mnie kilka godzin odpoczynku jest lekarstwem po którym jesteśmy lepszymi matkami i jesteśmy bardziej cierpliwe i z większym zaangażowaniem się opiekujemy dzieckiem. W moim przypadku po 8 godzinach pracy (lekkiej, biurowej) jestem pełna energii i z chęcią wracam do domu. Wczoraj doszła dostawa ze sklepu leleus.com i bawiliśmy się z Antosiem i mężem tak, że łza mi poleciała ze szczęścia :) najważniejsze aby znaleźć we wszystkim szczęście :)
OdpowiedzUsuń