Niedawno stuknął nam okrągły rok, od kiedy po raz kolejny już wywróciliśmy nasze życie do góry nogami. O czym mowa? O wyjeździe do Anglii. Wiele z Was na pewno z poprzednich postów wie, że podjęcie decyzji o wyjeździe zajęło nam bardzo dużo czasu. W końcu jednak się zdecydowaliśmy i jesteśmy. Już rok.
Z racji mojej pracy rozmawiam z wieloma dziewczynami na ten temat. Padają różne pytania. Na jak długo? Po co? Dlaczego? I o dziwo większość z nich zna odpowiedzi na te pytania. Ja? Nie znam. Nie wiem ile jeszcze tu zostaniemy. Jadąc tu nie było żadnego konkretnego celu, który nakreśliłby chociaż ramy czasowe, w których mielibyśmy zmieścić nasz plan. Ba, nie było nawet planu. Jedziemy, by być razem. Po prostu. Nie jechaliśmy z myślą, że zbieramy na wesele, dom, nowy samochód czy cokolwiek innego.
Dziś, po ponad roku zastanawiam się nad wieloma rzeczami związanymi z Anglią. Dużo już wiem, jeszcze więcej jednak przede mną i różne myśli targają mną we wszystkich kierunkach. Zostać? Wracać? Szukać innego miejsca na świecie? Nie mam pojęcia. Wiem jedno, nie chcę by moja córka uczęszczała do szkoły w Anglii na tych wyższych szczeblach. No więc co dalej? (Kończąc to zdanie popatrzyłam przez okno, przeszło dwóch młodych chłopaczków. Na moje oko jacyś z okolic Pakistanu. Pierwsze skojarzenie - flip i flap. Jeden wysoki drugi niski. Piszę dalej. Dzwoni telefon. Kasia - sąsiadka z domu obok. Cała roztrzęsiona, drżącym głosem oznajmia, że właśnie do domu obok włamują się owi chłopcy, a lokatorka jest w domu. Nagle wybiega. I sami widzicie, jak tu cokolwiek myśleć? Skoro miejsce mają tak skrajnie różne wydarzenia.)
Po tym czasie wciąż nie łatwo jest mi tak na prawdę stwierdzić co ja w ogóle o tym wszystkim myślę. I ciężko jest nie wiedzieć co się myśli.
Wiem jedno, każda emigracja, jaka by nie była niesie za sobą ogrom wyrzeczeń i smutków. Mimo, że podróż do domu potrwałaby zaledwie 3h (mowa o podróży samolotem) to i tak czuję się mocno daleko. I choć uważam już to miejsce za swój dom to tęsknie za tamtym domem.
Nikt, kto tego nie przeżył nie zdaje sobie sprawy jak ogromną cenę płacimy za to, by żyć tak jak chcieliśmy. Razem, godnie. Nikt nie wie jaką cenę płaci Nela żyjąc z dala od ukochanych babć, cioć, dziadków i oczywiście Lilianki. Nikt nie wie ile kosztuje mnie nie pójść co niedziele do którejś mam na obiad jak zwykle, jak to jest na urodziny dziecka nie mieć kogo zaprosić. Mnóstwo sytuacji sprawia, że czuję się źle. A Święta Bożego Narodzenia? Po pierwszych spędzonych tutaj obiecaliśmy sobie, że nigdy więcej. I mogę jechać 36h przez całą Europę z czteroletnim dzieckiem tylko po to by jedną dobę spędzić z rodziną, w ten świąteczny czas.
Fajnie jest być w Polsce. Choć dla mnie tylko na chwilkę. Jeżdżę tam dla ludzi, nie dla miejsca. Gdy przyjeżdżają do nas goście z Polski jestem równie szczęśliwa.
Przez pierwsze miesiące mojego pobytu tutaj zastanawiałam się co w ogóle pieprzą Ci wszyscy ludzie o tęsknocie, smutku i żalu? O co im chodzi? Po co tak gadają? Jak mogą nie lubić miejsca, w którym żyją? Ja byłam mega szczęśliwa, wręcz podniecona, ze nam się udało i w końcu będzie tak, jak być powinno. Nie obchodziło mnie nic innego. Ale teraz już ich rozumiem. Choć nie podzielam to rozumiem.
I czuję, że ten dom to mój dom. I tak go traktuję. I chce to czuć bo wiem, że to ułatwi mi życie.
I mimo wszystko, pomimo każdej przeciwności losu jestem szczęśliwa bo wiem, że dzięki temu wszystkiemu możemy być tu wszyscy razem. Naszą malutką rodzinką. Choć targają mną różne emocje nie raz.
Z racji mojej pracy rozmawiam z wieloma dziewczynami na ten temat. Padają różne pytania. Na jak długo? Po co? Dlaczego? I o dziwo większość z nich zna odpowiedzi na te pytania. Ja? Nie znam. Nie wiem ile jeszcze tu zostaniemy. Jadąc tu nie było żadnego konkretnego celu, który nakreśliłby chociaż ramy czasowe, w których mielibyśmy zmieścić nasz plan. Ba, nie było nawet planu. Jedziemy, by być razem. Po prostu. Nie jechaliśmy z myślą, że zbieramy na wesele, dom, nowy samochód czy cokolwiek innego.
Dziś, po ponad roku zastanawiam się nad wieloma rzeczami związanymi z Anglią. Dużo już wiem, jeszcze więcej jednak przede mną i różne myśli targają mną we wszystkich kierunkach. Zostać? Wracać? Szukać innego miejsca na świecie? Nie mam pojęcia. Wiem jedno, nie chcę by moja córka uczęszczała do szkoły w Anglii na tych wyższych szczeblach. No więc co dalej? (Kończąc to zdanie popatrzyłam przez okno, przeszło dwóch młodych chłopaczków. Na moje oko jacyś z okolic Pakistanu. Pierwsze skojarzenie - flip i flap. Jeden wysoki drugi niski. Piszę dalej. Dzwoni telefon. Kasia - sąsiadka z domu obok. Cała roztrzęsiona, drżącym głosem oznajmia, że właśnie do domu obok włamują się owi chłopcy, a lokatorka jest w domu. Nagle wybiega. I sami widzicie, jak tu cokolwiek myśleć? Skoro miejsce mają tak skrajnie różne wydarzenia.)
Po tym czasie wciąż nie łatwo jest mi tak na prawdę stwierdzić co ja w ogóle o tym wszystkim myślę. I ciężko jest nie wiedzieć co się myśli.
Wiem jedno, każda emigracja, jaka by nie była niesie za sobą ogrom wyrzeczeń i smutków. Mimo, że podróż do domu potrwałaby zaledwie 3h (mowa o podróży samolotem) to i tak czuję się mocno daleko. I choć uważam już to miejsce za swój dom to tęsknie za tamtym domem.
Nikt, kto tego nie przeżył nie zdaje sobie sprawy jak ogromną cenę płacimy za to, by żyć tak jak chcieliśmy. Razem, godnie. Nikt nie wie jaką cenę płaci Nela żyjąc z dala od ukochanych babć, cioć, dziadków i oczywiście Lilianki. Nikt nie wie ile kosztuje mnie nie pójść co niedziele do którejś mam na obiad jak zwykle, jak to jest na urodziny dziecka nie mieć kogo zaprosić. Mnóstwo sytuacji sprawia, że czuję się źle. A Święta Bożego Narodzenia? Po pierwszych spędzonych tutaj obiecaliśmy sobie, że nigdy więcej. I mogę jechać 36h przez całą Europę z czteroletnim dzieckiem tylko po to by jedną dobę spędzić z rodziną, w ten świąteczny czas.
Fajnie jest być w Polsce. Choć dla mnie tylko na chwilkę. Jeżdżę tam dla ludzi, nie dla miejsca. Gdy przyjeżdżają do nas goście z Polski jestem równie szczęśliwa.
Przez pierwsze miesiące mojego pobytu tutaj zastanawiałam się co w ogóle pieprzą Ci wszyscy ludzie o tęsknocie, smutku i żalu? O co im chodzi? Po co tak gadają? Jak mogą nie lubić miejsca, w którym żyją? Ja byłam mega szczęśliwa, wręcz podniecona, ze nam się udało i w końcu będzie tak, jak być powinno. Nie obchodziło mnie nic innego. Ale teraz już ich rozumiem. Choć nie podzielam to rozumiem.
I czuję, że ten dom to mój dom. I tak go traktuję. I chce to czuć bo wiem, że to ułatwi mi życie.
I mimo wszystko, pomimo każdej przeciwności losu jestem szczęśliwa bo wiem, że dzięki temu wszystkiemu możemy być tu wszyscy razem. Naszą malutką rodzinką. Choć targają mną różne emocje nie raz.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń❤️ Świetnie Cię rozumiem .. Za Nami już 7 przeprowadzek ���� naszczęście jeszcze bez dzieci ale za to z psiurem, który zwiedził z Nami więcej od moich rodziców �� Za każdym razem myślę, teraz to już na stałe kupujemy dom i zostajemy, ale kiedy rzeczywistość okazuje sie całkiem inna to w głowie tylko jedna myśl.. "Pakujemy mandżur to nie dla Nas " �� �� Pamiętam pierwszy miesiąc w Anglii jak planowałam jakie kupimy meble ��. Później po dwóch miesiącach jak siedziałam na łóżku z mężem i wyłam, że ja nie chce tu żyć, że to wszystko wokół jest takie sztuczne .. Sąsiedzi, Polacy za których czasami wstyd mi było z tego co opowiadają jak przyjadą do Polski na wakacje czy święta oraz jak koloryzują swoje angielskie życie gdzie rzeczywistość jest całkiem inna. Nie jestem zwolenniczka poszerzania znajomości lubię małe grono prawdziwych znajomych czy przyjaciół dlatego w Anglii trzymałam kontakty na duży dystans. Dobrze, że miałam psa zawsze jakaś rozrywka.. Czasami zdażyło Nam się odwiedzać znajomych i szczerze zniechęciło mnie to jak mieszkają. Stare Angielskie domy na kredycie lub wynajęte z kawałkiem zaślimaczonego ogródka fuuuj �� Wieczny remont ..klitki zamiast przestrzeni nie nie nie !!! to nie dla mnie �� Natomista nowe domy fajne nowiutkie na ładnych osiedlach ze śliczną trawą ale to budownictwo ..próbowałam się przekonać i co ? Kredyt na taki dom ledwo Anglicy dostają, perspektywa 30 lat spłacania żeby moim dzieciom żyło sie lepiej ? Halo halo a gdzie zdrowy egoizm ? Ja tez chce żyć lepiej a nie tylko myśleć żeby dzieciom polepszyć w przyszłości . Rodziców sponsorów z Polski raczej nie mamy na wszystko trzeba samemu zapracować wtedy zreszta najlepiej się docenia �� I w taki sposób po dokładnie 14 miesiącach zakończyliśmy etap Angielskiej emigracji ������ Wróciliśmy do Norwegii mieszkamy nad morzem .. Jest pięknie ❤️ Czuję to miejsce i nareszcie wiem, że gdy spacerowałam z mężem (zwolennikiem planowania przyszłości)po angielskim chodniku kombinując i planując jak wrócić do Norwegii dzisiaj uśmiecham się do siebie wiedząc, że była to najlepsza decyzja. 10 lat mieszkania bez rodziny spotykając się tylko w święta czy wakacje .. Śmiało mogę powiedzieć .. Ja już nie tęsknie ����❤️ Ale się rozpisałam .. Zainspirowałas mnie tym postem ����☝��️
OdpowiedzUsuń