Dziś po raz pierwszy moja córka na sankach jeździła. Spadło tyle śniegu, że sanki były idealnym środkiem transportu. Przygotowania były ogromne, żeby zabrać Nelkę na taką wyprawę. Zaczęliśmy od sanek, bo przecież nie mamy. Ciągle zastanawiałam się, czy takie zwykłe, klasyczne sanki będą odpowiednie na 9cio miesięcznego dziecka. Obawiałam się, że może nie ja, ale M. ją zgubi. Jadąc samochodem do sklepu z artykułami dziecięcymi M. krzykną do mnie "Patrz jaki ma wózek, wygląda jak deska do prasowania!". Parsknęłam śmiechem. To były sanki! Świetne sanki, z dużym oparciem. Do pchania. Już wiedziałam, że to właśnie takie musi mieć Kornelka, ale nie liczyłam nawet na to, że gdzieś je znajdziemy. Byłam przekonana, że na pewno nie były kupione w Polsce. Weszłam do sklepu. Jako pierwsze klasyczne, drewniane - ostateczność. Wchodzę dalej. Rozglądam się, i co widzę?! Piękne, metalowe, z dużym oparciem, do pchania a do tego RÓŻOWE. Biorę! I dzisiaj stwierdziłam, że to był świetny wyb...