Czy jest tu jakaś dziewczyna, która nigdy nie marzyła o pięknych zaręczynach i bajecznym ślubie? Jest? Ujawnij się błagam! W każdym bądź razie, ja marzyłam, zawsze. Były takie dni, a może nawet tygodnie lub miesiące, kiedy myślałam tylko o tym. Mało tego, ja o tym nawet ciągle gadałam. Zaręczyny, a raczej ich brak, spędzały mi sen z powiek. Towarzyszyły ciągle. Doszło do tego, że w każdej możliwej sytuacji docinałam M. coś na temat zaręczyn. No i chyba nie wytrzymał, bo w końcu to zrobił. Moje myślenie było bardzo proste, i jak dla mnie, logiczne. Skoro jesteśmy ze sobą prawie 6 lat, mamy dziecko, żyjemy razem wciąż i nieprzerwanie to dlaczego do jasnej cholery on jeszcze tego nie zrobił? I nasuwało mi się kilka myśli: a) Nie kocha mnie, a to wszystko to tylko i wyłącznie przyzwyczajenie, więc nie chce żadnych dodatkowych zobowiązań i deklaracji. b) Nie chce brać ze mną ślubu, więc w tym przypadku zaręczyny...
Niedawno stuknął nam okrągły rok, od kiedy po raz kolejny już wywróciliśmy nasze życie do góry nogami. O czym mowa? O wyjeździe do Anglii. Wiele z Was na pewno z poprzednich postów wie, że podjęcie decyzji o wyjeździe zajęło nam bardzo dużo czasu. W końcu jednak się zdecydowaliśmy i jesteśmy. Już rok. Z racji mojej pracy rozmawiam z wieloma dziewczynami na ten temat. Padają różne pytania. Na jak długo? Po co? Dlaczego? I o dziwo większość z nich zna odpowiedzi na te pytania. Ja? Nie znam. Nie wiem ile jeszcze tu zostaniemy. Jadąc tu nie było żadnego konkretnego celu, który nakreśliłby chociaż ramy czasowe, w których mielibyśmy zmieścić nasz plan. Ba, nie było nawet planu. Jedziemy, by być razem. Po prostu. Nie jechaliśmy z myślą, że zbieramy na wesele, dom, nowy samochód czy cokolwiek innego. Dziś, po ponad roku zastanawiam się nad wieloma rzeczami związanymi z Anglią. Dużo już wiem, jeszcze więcej jednak przede mną i różne myśli targają mną we wszystkich kierunkach. Zos...