Często próbuję się postawić w różnych sytuacjach. W każdej, jaka przyjdzie mi do głowy. Jedną z nich było to, jak zachowam się, kiedy znajdę portfel wypchany kasą, który ktoś właśnie zgubił. Byłam pewna, że pieniądze sobie wezmę, portfel wyrzucę i tyle. Wiem, wstyd się przyznać. Tak myślałam, do poniedziałku. Do tego feralnego poniedziałku, kiedy ktoś przywłaszczył sobie calutką kasę jaką miałam na dwa miesiące życia. Myślałam, że padnę trupem. Zacznę jednak od początku. W poniedziałkowy ranek zbieram się do pracy. Budzi się Nela - trzeba dziecku dać śniadanie. Otwieram lodówkę i co widzę? ŚWIATŁO! Fuck, jak zwykle zapomniałam zrobić zakupy. Zakładam na siebie co wpadnie mi w ręce, sięgam do torebki i zonk! Nie ma portfela. Jeszcze spokojna dzwonię do siostry M. pewna, że u niej zostawiłam portfel. Kolejny zonk! - portfela nie ma. Lekko podenerwowana lecę do samochodu - tam na pewno jest! Oczywiście, nie ma go. Wracam zrezygnowana, załamana do klatki. Coś mnie tk...